Obserwatorzy

środa, 13 kwietnia 2016

kosmetyki przywiezione z DM

Witam Was serdecznie!


Byłam ostatnio na wycieczce i zahaczyliśmy o Czechy żeby kupić jakieś słodkości (czeskie czekolady mniam mniam). Ku mojemu zaskoczeniu trafił nam się sklep DM. Wiadomo ,musiałam tam wejść. Generalnie wiedziałam że chcę coś kupić z kolorówki, spróbować czegoś nowego. Tym sposobem w ręce wpadło mi kilka kosmetyków Niemieckiej marki Alverde. 

Dziś opiszę swoje pierwsze wrażenia odnośnie tych kosmetyków. Z całego asortymentu marki wybrałam produkty :
-których brakowało u mnie w kufrze a jakoś szkoda mi było w nie inwestować ponieważ potrafiłam się bez nich obejść. Po prostu nie były mi niezbędne- rozświetlacz w płynie 

- które są trudniej dostępne w Polsce , bądź są dostępne za wygórowaną cenę - jak np. rozjaśniacz czy przyciemniacz podkładu
-przez przypadek- miałam wziąć bazę pod pomadkę, natomiast ona okazała się bazą pod cienie
-których nigdy za wiele- korektor pod oczy

-które  prostu mnie zaciekawiły- puder korygujący przebarwienia 




ALVERDE Linia naturalnych kosmetyków, wolnych od syntetycznych substancji zapachowych, barwników i konserwantów. Produkowane wyłącznie na bazie roślinnej. Naturalne kosmetyki wykorzystują substancje czynne pochodzące z roślin olejków i minerałów. Minimum 95% składu danego kosmetyku jest pochodzenia naturalnego, a 50% wszystkich surowców roślinnych pochodzi z upraw ekologicznych . Stosuje się wyłącznie składniki najwyższej jakości, a substancje zapachowe wykorzystywane są wyłącznie z naturalnych olejków eterycznych. Nie przeprowadza się testów na zwierzętach, nie zleca wykonywania takich testów. Produkty sprawdzane są pod względem dermatologicznym. Kosmetyki Alverde posiadają certyfikat BDIH Kontrollierte Naturkosmetik. Nie zawierają syntetycznych konserwantów, barwników i wypełniaczy.









Nie wiem czy jest sens rozdrabniać się nad każdym produktem z osobna, bo jeszcze się nie spotkałam z takim niesmakiem używając kosmetyków kolorowych. Skład niby fajny, cena super ale... Kosmetyki kremowe (czyli wszystkie zakupione nie licząc pudru) robią na twarzy ciasto. Zakalce w piekarniku zdarzyły mi się może ze 2 razy w życiu , "zakalec na twarzy" pierwszy raz! Naprawdę nie wiem od czego zacząć.... No dobra, baza pod cienie.

Chyba wszyscy wiedzą do czego służy baza , co powinna robić- przedłużyć trwałość cieni, sprawić że się nie będą zbierać ani rolować, zwiększy przyczepność cienia do powieki. No i produkt poległ na całej linii. Konsystencja niby lekka, na dłoni się całkowicie wchłania a na powiece robi wspomniane wcześniej ciasto. Nie wyrównuje kolorytu powieki, ale to akurat nie jest jakiś minus - baza z Inglot Eyeshadow Keeper też nie wyrównuje a ją uwielbiam! Cienie po całym dniu się porozchodziły w taki dziwny sposób, pomieszały ze sobą, poznikały. Produkt po przeliczeniu kosztował jakoś 12zł i nawet takich pieniędzy nie był wart. Jedyny plus daję za chigieniczne opakowanie, tubka to dla mnie jest zdecydowanie wygodniejsza niż np słoiczek.







 Korektor pod oczy. Ślizga się pod okiem niczym sanki na śniegu. Jedyna możliwa aplikacja to rozcieranie pędzelkiem. Nie jest to i tak dobry sposób bo produkt przy każdym pociągnięciu pędzla traci na kryciu. Generalnie miałam wrażenie ,że produkt jest stary bo w kontakcie ze skóra strasznie się ważył. Niestety i stety produkt jest świerzy. Opakowanie typowo błyszczykowe-, koncówka do aplikacji to typowa błyszczykowa "gąbka". Nie ma sensu się tutaj dalej rozwodzić, produkt nie wart grosza.













Płynne rozświetlacze- zakupiłam w dwóch odcieniach. Chłodnym i ciepłym jak by brązującym. Używałam produktu póki co pod podkład i tutaj nie działo się nic nieciekawego jak w przypadku poprzednich produktów. Rozświetlacz nie rozwalił mnie na łopatki jeśli chodzi o efekt jaki daje ale póki co chyba żaden płynny rozświetlacz tego nie zrobił więc to żadna ujma. Ogólnie chyba to najlepszy z płynnych produktów tej marki jaki ja zakupiłam.















Rozjaśniacz i przyciemniacz podkładu.  Chyba spodziewałam się czegoś innego.To pierwszy tego typu produkt z którym mam do czynienia więc nie jestem wstanie w tym przypadku odnieść się do innych produktów tego typu. Może najpierw nakreślę jakie były moje oczekiwania a później skonfrontujemy to z tym jak było w praktyce. Spodziewałam się ,że będą to produkty które sprawią że będę mogła ograniczyć ilość podkładów w kufrze. Oczekiwałam też ,że nie zmieni formuły produktu. Znowu klapa. Same w sobie produkty Alverde są lekkie w konsystencji natomiast po dodaniu do podkładu sprawiają że konsystencja podkładu się zmienia w znacznie cięższą. Słabo rozjaśniają i przyciemniają podkłady. Cieszę się ,że mogłam przetestować tego cudaka ale chyba zostanę przy dużej gamie kolorystycznej podkładów, które też przecież można ze sobą mieszać.














Puder korygujący. Puder podzielony na trzy kolory- żółty, fioletowy i zielony. Wypiekany, mocno zbity co sprawia że mało się go nabiera na pędzel. Jest bardzo mało widoczny, niemalże transparentny. Nie jest to produkt matowy powiedziała bym ,że bardziej rozświetlający ale w bardzo subtelny, dzienny sposób. Nie widzę specjalnego niwelowania przebarwień ponieważ sama ich nie mam (nie licząc bielactwa w okolicy oka). Ogólnie nawet jeśli okaże się że produkt nie spełnia obietnic producenta jeśli chodzi o przebarwienia to i tak w pierwszym kontakcie mogę powiedzieć że go lubię. Myślę że fajnie się sprawdzi na wykończenie.



Tak jak wcześniej wspominałam są to moje pierwsze wrażenia. Może muszę nauczyć się obsługiwać te produkty, znaleźć swój sposób na nie. Może Wy macie jakieś sposoby na te produkty , albo produkty top tej marki?